sobota, 31 sierpnia 2013

Mariusz Wollny – Kacper Ryx i król alchemików

Mariusz Wollny
Kacper Ryx i król alchemików
Wydawnictwo Otwarte, 2012

Śmierć króla Stefana Batorego ponownie postawiła polską szlachtę przed koniecznością wyboru władcy. Głównymi kandydatami byli Zygmunt z rodu Wazów, syn królewny polskiej, Katarzyny Jagiellonki, wnuk Zygmunta Starego, i Maksymilian z Habsburgów, arcyksiążę austriacki. Tarcia między zwolennikami obu kandydatów doprowadziły do obwołania w ciągu kilku dni królem obydwu, a to stało się powodem wojny o tak łakomy kąsek, jakim była Polska.
Kacper i Janka mogli wreszcie odetchnąć – śmierć Samuela Zborowskiego oddaliła czarne chmury, zbierające się nad ich głowami. Wzięli ślub, dochowali się syna, Kacpra juniora, jednak proza życia i szara codzienność nie ominęła i tego, zdawałoby się, wytęsknionego stadła. Drobne nieporozumienia doprowadziły ich niemal na skraj rozłąki. Dopiero oblężenie Krakowa i konieczność podjęcia walki o życie pomogła zwalczyć ten kryzys. Ryx, ponownie raniony w starciu ze swym najstarszym wrogiem, albinosem Kettlerem (który kojarzy mi się luźno z Moriartym), leczy się w zaciszu rezydencji hetmana Zamoyskiego, w towarzystwie Staszka Żółkiewskiego. W zastępstwie męża to Janka musi podjąć kroki zmierzające do uratowania rodziny, zwłaszcza że sprzysięgły się przeciw nim siły nieznane i tajemnicze.

 
Czytaj dalej...

piątek, 30 sierpnia 2013

Lavie Tidhar, Osama



Co by było, gdyby...

Lavie Tidhar, Osama
tytuł oryginału: Osama
tłumaczenie: Grzegorz Komerski
wydawnictwo: MAG
data premiery: 30 sierpnia 2013r.
data wydania oryginału: październik 2012r.
ilość stron: 304
ISBN: 978-83-7480-370-0

...nie istniał globalny terroryzm? Nie byłoby Al-Kaidy, zaś Osama bin Laden okazałby się tylko i wyłącznie bohaterem tanich – choć poczytnych – powieści sensacyjnych? Jak wówczas wyglądałaby rzeczywistość?

Taki ciekawy eksperyment myślowy i pisarski przedstawia w swojej najnowszej powieści Lavie Tidhar. Nie jest to co prawda nowatorskie podejście do tematu, bowiem już w informacjach prasowych pojawiają się porównania do dzieła Philipa K. Dicka Człowiek z Wysokiego Zamku. Sama nie czytałam tej książki, lecz będąc już po lekturze Osamy, myślę, że mogłabym kiedyś do niej zaglądnąć, tak z czystej chęci poznania pierwowzoru.
 

czwartek, 29 sierpnia 2013

Mariusz Wollny – Kacper Ryx i tyran nienawistny

Mariusz Wollny
Kacper Ryx i tyran nienawistny
Wydawnictwo Otwarte, 2010

Od wydarzeń opisanych w drugiej części cyklu upłynęło kilka lat. Na niwie politycznej zaszły duże zmiany – kolejnym królem elekcyjnym został książę Siedmiogrodu, Stefan Batory. Kacper Ryx przeżył, ale z ostatniego starcia wyszedł trwale okaleczony. Nieporozumienia z Janką nie dodały mu też chęci do życia. Jednak nowe czasy wymagały jego aktywnego udziału, co pomogło przemóc zniechęcenie i podjąć walkę. Zwłaszcza że dawnych wrogów Kacprowi nie brakowało, a i nowi doszli. Oprócz Samuela Zborowskiego, awanturnika i warchoła, nie liczącego się z prawem, zyskał nieprzyjaciela w jego siostrzeńcu Stanisławie Stadnickim, znanym z historii jako Diabeł Łańcucki. Burzliwe spotkania z tymi dwoma zabijakami bardzo urozmaicają akcję trzeciej części przygód Kacpra. Nie obyło się bez smutnych akcentów: Kacper zmuszony jest pożegnać umierającego przyjaciela, Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, z którym tak świetnie dogadywał się w żakowskiej młodości, a także mistrza Jana Kochanowskiego, szanowanego poetę, dotkniętego osobistymi nieszczęściami, rażonego apopleksją w czasie dopominania się sprawiedliwości u króla.

Coraz bardziej lubię Ryxa. Ten na wskroś ludzki bohater ujmuje szczerością i dobrocią. Nie jest jednak jedynie poprawny, ma wady i słabości, dzięki czemu zyskuje na wiarygodności. Dodatkowym atutem są jego zdolności śledcze wykorzystywane w wymyślonym przez siebie zawodzie inwestygatora królewskiego i lecznicze jako uznanego, nowatorskiego medyka, zasłużonego w zwalczaniu epidemii, jak i zwykłych chorób, złamań czy ran. To połączenie czyni z niego alter ego Sherlocka Holmesa i Johna Watsona zarazem.


Czytaj dalej...

sobota, 24 sierpnia 2013

Józef Ignacy Kraszewski – Krzyżacy 1410

Józef Ignacy Kraszewski
Krzyżacy 1410
Wydawnictwo „Śląsk”, 1984

Czytywałam Kraszewskiego w czasach odległych, ale nie podobał mi się zbytnio, głównie przez rozwlekłe opisy przyrody, zbędne i nic nie wnoszące. Właściwie poza tymi nużącymi opisami niewiele mi w pamięci pozostało. Postanowiłam jednak dać mu jeszcze szansę, zwłaszcza że poza domem, na wakacjach, szybko skończyłam zabrane książki i nie miałam już nic ciekawszego pod ręką. Padło na Krzyżaków 1410, bo i czasy to interesujące, i zmagania z Zakonem przynoszą zwykle dużo emocji. Ciekawie też było porównać Kraszewskiego z Sienkiewiczem, którego Krzyżacy tkwią we mnie mocno od lat dziecięctwa.
Powieść rozpoczyna się krótko przed bitwą pod Grunwaldem, gdy wojna jest już właściwie rozpoczęta, wojska przemieszczają się ku sobie, a rozdrażnienie i czujność służb po obu stronach osiąga poziom niemal histeryczny. Przez ziemie należące do Krzyżaków wędruje samotnie z pielgrzymką ksiądz Jan, planując dotrzeć do Malborka i pomodlić się przed świętym obrazem, a przy okazji odszukać siostrę swoją przyrodnią Barbarę, która dawno temu na północy gdzieś osiadła. Zakonna czujność widzi w nim jednak szpiega i na męki wziąć każe, co źle by się skończyło, gdyby nie imię rzeczonej siostry, mającej u Krzyżaków znaczne poważanie. Wyrusza tedy Jan wraz z odnalezioną Barbarą i jej córką Ofką do Polski, by nawałnicę przeczekać i nie wie, że jego kobiety przeszpiegi dla Zakonu czynią i wieści braciom krzyżowym posyłają.


Czytaj dalej...

wtorek, 6 sierpnia 2013

Młody żołnierz spod Monte Cassino. "Requiem dla młodego żołnierza. Monte Cassino" R. Bonneau


Tytuł: Requiem dla młodego żołnierza. Monte Cassino
Autor: Renee Bonneau
Stron: 120

Requiem... można porównać, pod pewnymi względami, do Na zachodzie bez zmian. Dlaczego? Co może mieć wspólnego historia I wojny światowej z II? Przecież to kompletnie co innego... Tak mawiają. Jedna była wojną pozycyjną, a druga miała być wojną totalną. Miała być... Ale czy w 1944 roku bycie żołnierzem Wermachtu, walczącym w imię swojego ówcześnie upokorzonego kraju, było wciąż zaszczytem? Czy to, co robili ich rodacy nie odbiło się rykoszetem na nich? Czy trzeba było mordować ludność cywilną, niszczyć zabytki, świętości i siebie nawzajem? W imię czego? Przełamania Linii Gustawa? Ojczyzny? W imię III Rzeszy? Führera? Czy sterczenie na wzgórzu i wyczekiwanie na kolejny ruch wroga było rzeczywiście tym, czym miało być w założeniu? 


Czytelniku, jeśli trafisz w czasie wakacyjnych podróży w pobliże Monte Cassino, zatrzymaj się na drodze prowadzącej do klasztoru. Wyjdź z samochodu i pochyl głowę w hołdzie tym, którzy zginęli na tej świętej górze. Jeśli wytężysz słuch, może usłyszysz jeszcze świst pocisków i jęki rannych.Sven Hassel, Monte Cassino

Renee Bonneau, jak sam napisał, stworzył postać symboliczną, żołnierza, który walczył po stronie III Rzeszy. Nie miało to jednak znaczenia, bo czy dziewiętnastoletni chłopiec mógł sam wybrać, co jest dobre, a co złe? Czy mógł sprzeciwić się mobilizacji? Przecież walka za honor, upokorzonej przez traktat wersalski, ojczyzny brzmiała jak wyróżnienie, zaszczyt... Zresztą czy pod Monte Cassino walczono z nazizmem? Walczono o dobre imię Niemców? I czy to w ogóle miało sens? Takie pytania stawia autor i pozostawia z nimi czytelnika.

Ciąg dalszy --->> TUTAJ 


niedziela, 4 sierpnia 2013

O ludziach ,,próbujących schwytać Słońce"

W 1941 roku Japonia zaatakowała Stany Zjednoczone bombardując bazę Pearl Harbor na Hawajach. Oczywistym było, że oznacza to dołączenie Stanów do II wojny światowej oraz rozpoczęcie najbardziej intensywnych w historii walk na Pacyfiku. Japonia cesarza Hirohito okazała się trudnym przeciwnikiem, tysiące młodych amerykańskich chłopców straciło życie podczas działań wojennych, a końca wojny nie było widać. Wtedy, w 1942 roku rząd Stanów Zjednoczonych postanowił rozpocząć prace nad Projektem, który miał zapoczątkować nową erę dziejach współczesnych militariów. Postanowiono wykorzystać zjawisko rozszczepienia jądra atomu odkryte przez Otto Hahna do stworzenia najbardziej przerażającej brani, jaka kiedykolwiek widział świat.

Tak powstało Oak Ridge. Miasto zbudowane niemalże od zera, które zasiedlili przyszli pracownicy Zakładu Technicznego Clinton (CEW). Eksperyment naukowy stał się niemalże równie ważny co socjologiczny aspekt całego przedsięwzięcia. Ludzie z zupełnie rożnych części kraju, różnych warstw społecznych oraz, co ważne, o odmiennych kolorach skóry niejako zostali zmuszeni do tego by od podstaw zbudować oparte na tajemnicach i niedomówieniach społeczeństwo. Oba te doświadczenia stały się kanwą książki Kiernan.

,,Dziewczyny atomowe" to kolejna książka z serii ,,o tym nie dowiecie się na lekcjach historii". I to udana książka. Autorka pracowała nad nią ponad siedem lat i efekty tej pracy są naprawdę wspaniałe. Być może słyszeliście kiedyś o Oak Ridge, ale czy wiecie, w jaki sposób werbowano do nich pracowników. Jane Greer to matematyczka z dyplomem w walizce, Toni to córka skromnego farmera, Helen przed tym jak została operatorką kalutronu pracowała w kawiarni połączonej z apteką. Wojna zmieniła życie wszystkich, nawet tych, którzy z bezpośrednią walką nigdy nie mieli nic do czynienia, a Kiernan doskonale udało się to uchwycić. Wydawałoby się, skomplikowane procesy chemiczne zostały w książce przedstawione jako banalne zagadnienia. Dzięki nim nawet chemiczny laik jako tako orientuje się w zasadzie działania bomby atomowej. Całość czyta się niczym dobrą powieść, a samą lekturę dodatkowo uprzyjemnia piękna okładka.

Od momentu, gdy tylko usłyszałam o tej książce, zastanawiałam się, po której stronie stanie Kiernan. Zwolenników, czy przeciwników bomby atomowej. Zazwyczaj, pomimo najszczerszych chęci pisarzowi non-fiction nie udaje się być bezstronnym. Cóż, Kiernan jest wyjątkiem.  Autorka nie zawahała się wspomnieć o zniszczeniach i tragedii ludzkiej spowodowanej przez Little Boy'a i Fat Mana. W podobny sposób uchwyciła nastroje mieszkańców Oak Ridge, którzy, gdy już dowiedzieli się nad czym pracowali przez całe trzy lata. Z jednej strony radość z zakończenia wojny i rychłego powrotu z frontu członków rodziny  mieszała się z grozą i poczuciem winy związanym z moralną odpowiedzialnością za tragedię mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki.

,,Dziewczyny atomowe" powinny trafić w gusta odbiorców o zróżnicowanych wymaganiach dotyczących lektury. Czytelnicy zainteresowani fizyką, socjologią, a nawet feminizmem(!) powinni znaleźć w tej pozycji coś dla siebie. Książka Kiernan niedługo po publikacji stała się w Stanach bestsellerem, u nas również znajduje się wysoko w słupkach sprzedaży. Jeśli zdecydujecie się przeczytać tę pozycję, z pewnością zrozumiecie fenomen ,,Dziewczyn..." Polecam.

Franca
http://strofki.blogspot.com/

sobota, 3 sierpnia 2013

Każdy umiera w samotności - Hans Fallada

Berlin, rok 1940. II wojna światowa właśnie toczy się w najlepsze. Francja upada, a do drzwi mieszkania państwa Quanglów puka listonoszka i wręcza im zapieczętowaną kopertę. To zawiadomienie z poczty polowej. Otto, jedyny syn państwa Quanglów, poległ na froncie za Führera i ojczyznę. Anna wpada w czarną rozpacz, a Otto senior załamuje ręce. Zaczynają się kłótnie i wzajemne oskarżenia. "To wszystko przez tego twojego Führera!". "MOJEGO Führera?! Ależ Anno, to był przecież TWÓJ Führer!". Gdy mija pierwszy szok, małżonkowie wspólnie dochodzą do wniosku, że tak tej sprawy pozostawić nie mogą. Trzeba znienawidzonej obecnie władzy dać do zrozumienia, że wciąż istnieją ludzie, którzy się jej rządom sprzeciwiają! Ale jak tu stawić opór potężnej machinie państwowej, gdy samemu jest się niewiele znaczącym, przeciętnym obywatelem? Po dłuższym namyśle państwo Quanglowie wpadają na pomysł pisania o kartek o antynazistowskich treściach i podrzucania ich w miejscach publicznych. Przezwyciężając własny strach i wewnętrzne opory, zabierają się do dzieła...

Powieść powstała na kanwie autentycznej historii pewnego berlińskiego małżeństwa, które swoją antypaństwową działalność przypłaciło życiem. Podobno Fallada napisał tę książkę w niecały miesiąc, a niedługo potem zmarł i... w zasadzie wiele to tłumaczy. Przywołując opinię jednego z użytkowników portalu Goodreads - jeszcze kilka miesięcy pracy nad powieścią oraz dobry redaktor i mogłoby wyjść z tego arcydzieło. Tymczasem dla wielu czytelników "Każdy umiera w samotności" jest nim już w obecnej postaci.

Czytaj dalej...

czwartek, 1 sierpnia 2013

"Mam na imię Victoria. Zaginione dzieci Argentyny" Victoria Donda





autor: Victoria Donda
wydawnictwo: CARTA BLANCA
data wydania:  2011
liczba stron: 224


moja ocena:  5 / 6






 Jakiś już czas temu przeczytałam książkę o zaginionych dzieciach Argentyny. Przyznam szczerze, że jest niewiele rzeczy na tym świecie, które mną wstrząsnęły. Ta historia należy do nich. Czytam o młodej dziewczynie Analii uwikłanej w okrutną historię własnego państwa, okresu wojny i dyktatury, szwadronów śmierci i obozów koncentracyjnych w samym środku Buenos Aires. Razem z nią odkrywałam nowe tropy kłamstw, jakimi ją karmiono przez lata. Przedziwna historia: dziewczyna odebrana matce, wychowana w rodzinie zbrodniarza, zaangażowana wbrew rodzinie w działalność polityczną na rzecz biednych i pokrzywdzonych, odkrywa prawdziwą historię swojej matki. Cori  ginie w obozie koncentracyjnym tuż po narodzinach dziecka.




         W tej historii od początku nie ma jasnych odpowiedzi, trudno z całą pewnością określić, co jest prawdą, a co fikcją. Nawet pokrzywdzeni w naszej ocenie nie sa niewinni. Ale jedno jest pewne - koszmar życia i śmierci setek ludzi zaginionych i ich dzieci okrutnie odebranych przed śmiercią i przywłaszczonych z nową tożsamością przez ludzi politycznie poprawnych w ponurych czasach dyktatury wojskowej. Zdumiewa jeden fakt - Analia (Victoria) jest starsza ode mnie zaledwie o 5 lat. Za każdym razem, kiedy podaje konkretne daty i swoje przeżycia, terror i walkę o prawa człowieka, ja zastanawiałam się, co robiłam w tym czasie w Polsce. U nas też nie było wolności, ale moje dzieciństwo upłynęło spokojnie, nie brakowało mi niczego. Nie musiałam walczyć o prawa człowieka, a mój świat nigdy nie runął w gruzach. Jestem szczęściarą i jak bardzo tego nie potrafimy docenić! 




       A jednak ciągle mam wrażenie, że łączy mnie coś z bohaterką książki. Może upór? Albo niechęć podporządkowania się systemowi (jakiemukolwiek), może pasja do życia, albo dawne urazy z przeszłości? Bycie buntownikiem na każdym poziomie i w każdym czasie jest trudne. A mimo to ciągle słyszę i czytam o ludziach, którzy poświęcają wszystko dla innych, dla sprawiedliwości, w imię Boga, religii czy zwykłego humanitaryzmu. Czy kiedyś będę na tyle odważna, żeby walczyć o swoje marzenia i o swój świat?

     Victoria Donda pisze:
"(...) została tu przedstawiona prawda. To się  wydarzyło. I ma większe znaczenie niż moja osoba, bo zawiera trzydzieści milionów historii. To się wydarzyło w Argentynie zaledwie trzydzieści lat temu i dotyczy nas wszystkich. Ta książka przedstawia tylko jeden przypadek. Może być przykładem (...) horroru i zgubnych konsekwencji dyktatury. (...) Dziś czuję, że przemierzyłam daleką drogę i dopiero teraz mogę i powinnam w pełni cieszyć się życiem, każdą chwilą. Dla mnie żyć zawsze będzie oznaczało walczyć o prawdę, o to, co uważam za sprawiedliwe, o moje przekonania".


Anna M.

annamatysiak.blogspot.com





 

"Dobre dziecko" Roma Ligocka

   Kraków i ja...




tytuł: Dobre dziecko
autorka: Roma Ligocka

wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
data wydania: 29 listopada 2012

 moja ocena: 6 / 6







Wiedziałam, że tak się stanie... Wzięłam książkę Romy do ręki i odłożyłam dopiero, gdy skończyłam czytać ostatnią stronę... Zawsze pochłaniam książki tej autorki. Niektóre z nich czytałam nawet kilka razy.

Tym razem "Dobre dziecko" - lektura trudna i wymagająca. Roma Ligocka wraca pamięcią do lat i wydarzeń, o których nie potrafiła pisać aż do tego czasu. Wiele z nich wymazała z pamięci i dopiero teraz wyłaniają się z zapomnienia. O wielu z nich może napisać tylko w przenośni, nie dopowiada wszystkiego, pozostawia otwarte, bolące pytania. Jak zawsze, pisze językiem dziecka, którym pozostała przez całe życie. Wspomina Kraków, matkę, szkołę. Można powiedzieć, że nic dobrego ją nie spotkało, ale jednocześnie te wydarzenia ukształtowały jej silną osobowość i wolę przeżycia.

W dzieciństwie wiele razy słyszała, że jest złym dzieckiem:
"Czarne oczy. Schowaj oczy. Jak można mieć takie czarne oczy? Mówili dorośli. Ona ma zły wygląd. Z takim wyglądem nie da się przeżyć"

Mała Roma uwierzyła dorosłym, starała się być niewidzialna, nie jadła, nie uśmiechała się, nie było jej. Uciekała całe dzieciństwo, żyła w strachu, nigdzie nie miała domu, zawsze się ukrywała i dalej uciekała.  Każdy jej mówił, że jest złym dzieckiem, że nie zasłużyła na ocalenie.

O przeżyciach wojennych można było przeczytać w książce "Dziewczynka w czerwonym płaszczyku". Teraz Roma pisze o latach powojennych, trudnym okresie dorastania, życiu w cieniu przeszłości. Jak sama dodaje:
"Holocaust to nie wszystko (...) Cierpienie wtedy się nie skończyło, nie jest rozdzielane sprawiedliwie ani dawkowane porcjami. Przychodzi, kiedy chce i do kogo chce. Nikt nie może sobie nigdy powiedzieć, że dosyć - jego limit w życiu już się wyczerpał".
Często czytam wspomnienia ocalałych z Holocaustu...


więcej o książce na moim blogu: annamatysiak.blogspot.com


zapraszam :)

Anna M.