wtorek, 29 kwietnia 2014

"Spowiedź" Calek Perechodnik

„Spowiedź” Calka Perechodnika to książka o najmocniejszym przekazie z całej serii „Żydzi Polscy” wydanej przez Ośrodek KARTA. Takiej książki nie można oceniać ani gwiazdkami, ani w kategorii podoba się lub nie. Zawarte w niej świadectwo Calka Perechodnika, polskiego Żyda, który w czasie wojny pełnił rolę żydowskiego policjanta w otwockim getcie, powala na kolana swą szczerością i zawartymi w niej okrutnymi opisami. Wersja z 2011 roku jest pełną, wierną wersją dziennika, wcześniejsze wydania były częściowe lub ze zmianami. Czytamy słowa, które zostały napisane już po aryjskiej stronie od maja do października 1943 roku.

„Spowiedź” zadedykowana jest sadyzmowi niemieckiemu, podłości polskiej i tchórzostwu żydowskiemu, a właściwie jest  wyznaniem wszystkich przewinień i grzechów, skierowanym do żony Calka Perechodnika. Anna Nusfeld, z którą Perechodnik ożenił się w 1938 roku, była jego największą i jedyną miłością. Sam przyznał, że jego rodzina była bardzo chłodna emocjonalnie, zaspakajała potrzeby materialne, ale nie uczuciowe. To z Anną odnalazł miłość, ona też w 1940 roku urodziła mu córkę Athalie, śliczną blondynkę o niebieskich oczach. 19 sierpnia 1942 roku podczas wywózki Żydów z Otwocka, Perechodnik wyciągnął swoją żonę z córką z bunkra i umieścił ja na Umschlagplatzu wierząc w zapewnienia Niemców, że żony i dzieci policjantów żydowskich są bezpieczne. Wcześniej przewidywał wywózkę, ale nie postarał się dla żony o Kenkartę, mimo jej próśb. Nie udało mu się też umieścić córki po aryjskiej stronie. Z obydwoma sprawami dosyć zwlekał. Niemcy nie dotrzymali obietnicy danej żydowskiej policji. Żona i córka Perechodnika znalazła się wśród ludzi czekających na wywóz, jak się później okazało- wprost do Treblinki. "Czy tę winę odkupię kiedyś, o Boże?" - pyta.

niedziela, 20 kwietnia 2014

"Dotkniecie aniola" Henryk Schönker

Niezwykle mądra, bardzo poukładana logicznie książka o Holocauście, oparta na wspomnieniach własnych oraz ojca Henryka Schönkera. Piękna książka, która chwyciła mnie za serce i na zawsze w nim zamieszkała. Henryk Schönker nosił te wszystkie historie w sercu przez 60 lat, zanim zdecydował się opisać to, co przeżył w dzieciństwie. Oczami dziecka, które w momencie wybuchu wojny miało tylko osiem lat,  opisuje ucieczkę przed śmiercią, której oddech towarzyszył mu podczas każdego kroku. Oświęcim, Krąków, Wieliczka, Tarnów, Bochnia, obóz Bergen-Belsen. To kolejne przystanki podczas owej ucieczki. Odtworzona została atmosfera dziecięcego świata oraz odczucia chłopca, któremu przyszło żyć w tak tragicznych dla niego czasach. Ta niezwykła wrażliwość, sposób widzenia i nieskończona wyobraźnia, bo przecież słońce nadal świeciło, dzieci się bawiły i tworzyły swój własny świat, nawet jeśli wokół była wojna i kipiała nienawiść skierowana przeciwko Żydom. Na jej kartach zawsze zostaną żywi przyjaciele małego Heńka - Jankiel, Adam- Bocian, Staszek, kuzynki, które robiły prześliczne lalki ze szmatek oraz kuzyni Ignaś i Arie, a także pierwsza, wielka miłość – Nina Armer. Wtedy młodzieńcze serce także było rozbuchane ogromnym uczuciem, a głowa myślała tylko tym, jak skraść kolejny pocałunek. Nikt  z nich nie przeżył poza upośledzonym Bocianem. Z całej dużej rodzinny Schönkerów uratował się tylko Heniek z siostrą Lusią oraz rodzicami.
Toteż zdjęcia zebrane na końcu książki szczególnie mnie wzruszały. Zdjęcia rodziny, ludzi, którzy nie przeżyli, bo nie mieli takiego szczęścia i opieki anioła, jak rodzina Schönkerów. W tamtych czasach nie było jednej, uniwersalnej recepty na przeżycie, bo nic nie dawały ani pieniądze, ani koneksje, ani pozycja.  Jest takie zdjęcie dzieci z Wieliczki podczas przedstawienia w marcu 1942. Jest tam i mały Henryk, a za nim Nina oraz wiele innych dziecięcych postaci, dzięki tej książce wspomnienie o nich będzie wieczne.
Zresztą nie tylko o dziecięcych przyjaźniach pisze Autor. Wspomina przyjaźń z wielkim niemieckim aktorem pochodzenia żydowskiego – Johnem Gottowtem czy z rzeźbiarzem Hochmanem.

Czytaj dalej...

piątek, 18 kwietnia 2014

Życie swe dziecięce oddali za Ojczyznę

W 1918 roku, pomimo odzyskania przez Polskę niepodległości, wciąż nierozwiązana pozostawała sprawa jej granic, zwłaszcza wschodnich. Kością niezgody, jedną z wielu, był Lwów, do którego przyznawało się kilka państw, przede wszystkim Ukraina i właśnie Polska. W latach 1918-1919 toczyła się między tymi krajami wojna, w której do wygrania były olbrzymie połacie ziemi. Walki o Lwów były szczególnie zacięte i w pewien sposób nietypowe, ponieważ żołnierzami broniącymi polskich praw do tego miasta były dzieci - Orlęta Lwowskie.
Pamięci tych wszystkich,
którzy życie swe dziecięce
oddali za Ojczyznę*
Blisko dwadzieścia lat po tym wydarzeniu, węgierski twórca powieści dla młodzieży, Jenő Szentiványi napisał książkę o bohaterskiej postawie młodych Polaków i zatytułował ją po prostu Orlęta Lwowskie.  Dr Jarosław Szarek w swojej opinii dotyczącej tej książki zamieszczonej na jej okładce stwierdził, że
Ta książka sprawiła, że niejeden młody Węgier chwycił za broń w antysowieckim powstaniu 1956 roku*
Nie jestem pewna, czy to prawda, ponieważ na Węgrzech powieść ta została wydana tylko raz, co świadczy o tym, że nie była ona rozrywana przez czytelników. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że od jej powstania do słynnego zrywu węgierskiego minęło mniej niż dwadzieścia lat, więc ów pierwsze wydanie było wciąż dość aktualne. 

Głównymi bohaterami tej książki są członkowie rodziny Potockich. Kazimierz, Stanisław, Maria oraz ich matka mieszkają we Lwowie, ojciec rodzeństwa jako oficer przebywa obecnie w Warszawie. Życie Potockich toczy się dość zwyczajnie; do momentu, w którym dociera do nich informacja, że wojska austro-węgierskie wycofują się z terenów Rzeczypospolitej tym samym oddając sporą ich część, między innymi Lwów, Ukraińcom. Zdecydowana większość polskiej części tego miasta nie zgadza się z tym postanowieniem. Zaczyna się walka, w której naprzeciwko siebie stają wykwalifikowani i przede wszystkim dorośli żołnierze oraz... dzieci.

Orlęta lwowskie to opowieść o odwadze i poświęceniu ludzi, którzy zamiast w okopach powinni siedzieć w ławkach szkolnych. Uczniowie szkół lwowskich jak jeden mąż rzucili się do obrony swojego miasta, nierzadko oddając za nie swoje zdrowie i życie. Wojna polsko-ukraińska została w tej książce przedstawiona z perspektywy młodzieży biorącej w niej udział. Dzięki temu zabiegowi relacja z opisywanych wydarzeń jest bardzo emocjonalna, ale też rażąco prawdziwa i szczera. Niestety, zazwyczaj jest tak, że jeśli poznajemy daną historię z czyjejś perspektywy, wersja tej drugiej strony jest, łagodnie mówiąc, zaniedbana. Pomimo tego, że książka Szentiványiego jest powieścią historyczną, nie doszukamy się w niej wnikliwego analizowania sytuacji politycznej czy drobiazgowego przedstawiania określonych postaci historycznych (oczywiście wplecionego w tok narracji).  Orlęta lwowskie opowiadają o bohaterstwie młodych obrońców powracającej na mapy Europy Rzeczypospolitej. Z fabularnym opracowaniem historycznym niewiele ma ta powieść wspólnego, co jednak niekoniecznie musi być jej minusem. To, czego oczekujemy od powieści historycznej zależy tylko od nas. Jedni pisarze skupiają się na faktach historycznych, Szentiványi skupił się na ludziach. 

Bohaterowie tej książki nie są zbyt dobrze zarysowani przez narratora. Poznajemy ich głównie dzięki licznym dialogom pojawiającym się na kartach tej powieści. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie to, że większość z nich używa jeszcze czasu zaprzeszłego (zrobił był, poszła była), we współczesnej polszczyźnie już niemalże martwego. Ten szczegół dodaje powieści wiele uroku. 

Orlęta lwowskie to książka historyczno-młodzieżowa. Myślę, że warto podsuwać ją nastolatkom oraz starszym dzieciom do czytania ponieważ dostarcza ona wielu godnych naśladowania wzorców osobowych. Dodatkowo jest ona napisana w taki sposób, że nie zmęczy młodego czytelnika mnogością informacji czy trudnym językiem. Ja swoje 18-naste urodziny mam już kilka lat za sobą, ale również bardzo miło będę wspominała tę lekturę. Polecam ją wszystkim. 

niedziela, 13 kwietnia 2014

"Sezon maczet" Jean Hatzfeld





Kwiecień... za chwilę Święta Wielkanocne, a potem maj i trochę spokoju w szkole.... Wszystko budzi się do życia i mam nadzieję, że ciepło i słońce na dobre pozostaną z nami... Tylko moje lektury pozostają mroczne i pełne okrucieństwa. Coś każe mi patrzeć na świat bez różowych okularów, ktoś ciągle wyciąga mnie ze świata fikcji i pcha w stronę ludzkich tragedii... Nadal pozostaję w tematyce ludobójstwa w Rwandzie. Jakoś nie mogę się uwolnić od tego tematu. Nie mogę spać po nocach, śnią mi się koszmary i chyba muszę doprowadzić to do końca.  Kolejną książką, którą przeczytałam to "Sezon maczet" Jeana Hatzfelda. To druga cześć trylogii o Rwandzie tegoż autora. "Sezon maczet" czytałam z przerwami, odkładałam ją na kilka dni, by później wrócić do tej przerażającej lektury. W "Nagości życia" Jean Hatzfeld rozmawia z ocalałymi z okolic Naymaty. Teraz postanawia wrócić w to samo miejsce i spotkać się z oprawcami...





Jean Hatzfeld powrócił do Rwandy i, choć początkowo nawet nie chciał myśleć o rozmowach z Hutu, tym razem jego reporterska dociekliwość kazała mu dalej szukać odpowiedzi na pytania, których nikt nigdy nie ośmieli się zadać... W więzieniu w Rilimie autor odnalazł kilkoro ze sprawców rzezi z 1994 roku.  Opowieści, które owi "bohaterowie" książki snują są przerażające i bezlitośnie szczere.



Tutaj przeczytasz całość mojej recenzji


Anna M.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

7 kwietnia / Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa w Rwandzie


/Day of Remembrance of the Victims of the Rwanda Genocide/

 

Mija dokładnie 20 lat od ludobójstwa w Rwandzie. Miałam 13 lat, ale wtedy nikt o tym nie słyszał... Dowiedziałam się dopiero na studiach, przy okazji rozmowy z mamą. Wspomniała coś na swoim kuzynie, który jest misjonarzem i całe lata spędził w Rwandzie. Zaciekawiłam się jego osoba, postanowiłam czegoś poszukać i wtedy natrafiłam na przerażające informacje i zdjęcia z 1994 roku. Byłam zdruzgotana, bo przecież "świat" obiecał, że po Holokauście już nigdy więcej nie dopuści do eksterminacji żadnego narodu. A tu proszę, w cywilizowanym świecie, w wieku postępu i zasad moralnych, na oczach ludzi giną niewinni. I świat się przyglądał, znów nie wierząc w to, co donosili naoczni świadkowie, świat się odwrócił, świat nic nie zrobił.... Rwanda pozostaje w moim sercu podobnie, jak wiele innych spraw... Nic wtedy nie zrobiłam...

 

Może wiecie, co się wtedy stało, a może nadal macie zamknięte oczy i uszy, może jesteście zbyt mali, by wiedzieć... Jest wiele książek i filmów poświęconych tym wydarzeniom... 


Rwanda. 6 kwietnia 1994 roku w zamachu ginie prezydent Rwandy, co staje się znakiem i sygnałem dla ludzi z plemienia Hutu do zaatakowania Tutsi. W ciągu 100 dni ginie od ścięcia maczetami ok. miliona osób. Samego tylko 10 kwietnia w kościele w Nyamacie (ok 35 km od stolicy Kigali) Hutu zabijają 10 000 ludzi. Oprawcami byli sąsiedzi, dawni koledzy z pracy, koleżanki, a nawet rodzina, gdy małżeństwa były mieszane. Dlaczego? Nikt do dziś nie potrafi podać jednoznacznego wytłumaczenia, a teorie się często wzajemnie wykluczają. Sto dni... milion osób...

 

Wzięłam wczoraj do ręki książkę Jeana Hatzfelda "Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy".



To tylko jedna z kilku jego książek poświęconych ludobójstwu w Rwandzie. Autor wraca do Kigali w 1997 roku, aby porozmawiać z tymi, którzy przeżyli. Tyle się bowiem  mówiło o zabitych, w mediach podawano przerażające cyfry, a o ocalonych prawie nikt nie pamiętał. Książka jest zatem rozmową, próbą zmierzenia się z piekłem, jakie Hutu zgotowali Tutsi, ludzie - ludziom. Ocaleni, których historię autor opisał, pochodzą z okolic Kigali, z miejscowości Nyamata, gdzie był wspomniany przeze mnie już wcześniej kościół. To trzynaście przerażających wyznań tych, którzy potrafili i chcieli mówić, ponieważ większość ocalałych nie już ufa obcym i nie wspomina przy nich tamtych dni i nocy. Rozmawiają tylko wieczorami ze sobą, bo wtedy łatwiej im zasnąć, choć i tak budzą ich zmarli z bagien. 


przeczytasz więcej tutaj




Anna M.


piątek, 4 kwietnia 2014

Stephan Talty, Agent „Garbo”

Człowiek, który oszukał Hitlera

Stephan Talty, Agent „Garbo”
tytuł oryginalny: Agent „Garbo”
przekład: Mateusz Fafiński
wydawnictwo: MUZA S.A.
data wydania: 5 marca 2014 r.
ilość stron: 384
ISBN: 978-83-7758-600-6
okładka: broszurowa ze skrzydełkami

Dlaczego historia Gabro jest niezwykła? Przede wszystkim z tego powodu, że przed rozpoczęciem kariery szpiegowskiej nie miał doświadczenia w byciu agentem. Polegał na swojej niezwykle bogatej i kreatywnej wyobraźni oraz umiejętności czytania ludzi
Zaczęło się od tego, że widział jakie ogromne straty przyniosła Hiszpanii wojna domowa w latach 1936–1939 oraz jak niemiecka doktryna nazizmu zmienia jego ukochany kraj. Zasiane przez ojca Pujola ziarno humanizmu i poświęcenia dla wyższej sprawy, dla dobra innych ludzi, sprawiło, że młody, dwudziestokilkuletni Juan kilkakrotnie próbował porozmawiać w ambasadzie brytyjskiej w Lizbonie (która była wówczas znana jako stolica wywiadu), lecz odsyłano go stamtąd z kwitkiem. Rozgoryczenie sprawiło, że młody Hiszpan postanowił działać na własną rękę i zgłosił się do... nazistów, przybierając postawę zatwardziałego nazisty, który nienawidzi Wielkiej Brytanii. Przekonał do siebie agenta niemieckiego wywiadu i wkrótce zaczął "działać". Gdy tylko oficjalnie stał się szpiegiem nazistów, ponownie udał się do brytyjskiej ambasady, by zaoferować swoje usługi, tym razem jako podwójnego agenta. Po raz kolejny został odesłany.
- See more at: http://wiedzma-czyta.blogspot.com/2014/04/stephan-talty-agent-garbo.html#more
Dlaczego historia Gabro jest niezwykła? Przede wszystkim z tego powodu, że przed rozpoczęciem kariery szpiegowskiej nie miał doświadczenia w byciu agentem. Polegał na swojej niezwykle bogatej i kreatywnej wyobraźni oraz umiejętności czytania ludzi.
Zaczęło się od tego, że widział jakie ogromne straty przyniosła Hiszpanii wojna domowa w latach 1936–1939 oraz jak niemiecka doktryna nazizmu zmienia jego ukochany kraj. Zasiane przez ojca Pujola ziarno humanizmu i poświęcenia dla wyższej sprawy, dla dobra innych ludzi, sprawiło, że młody, dwudziestokilkuletni Juan kilkakrotnie próbował porozmawiać w ambasadzie brytyjskiej w Lizbonie (która była wówczas znana jako stolica wywiadu), lecz odsyłano go stamtąd z kwitkiem. Rozgoryczenie sprawiło, że młody Hiszpan postanowił działać na własną rękę i zgłosił się do... nazistów, przybierając postawę zatwardziałego nazisty, który nienawidzi Wielkiej Brytanii. Przekonał do siebie agenta niemieckiego wywiadu i wkrótce zaczął "działać". Gdy tylko oficjalnie stał się szpiegiem nazistów, ponownie udał się do brytyjskiej ambasady, by zaoferować swoje usługi, tym razem jako podwójnego agenta. Po raz kolejny został odesłany.

Czytaj dalej...
Stephan Talty, Agent „Garbo”
tytuł oryginalny: Agent „Garbo”
przekład: Mateusz Fafiński
wydawnictwo: MUZA S.A.
data wydania: 5 marca 2014 r.
ilość stron: 384
ISBN: 978-83-7758-600-6
okładka: broszurowa ze skrzydełkami - See more at: http://wiedzma-czyta.blogspot.com/2014/04/stephan-talty-agent-garbo.html#more

środa, 2 kwietnia 2014

Katyń

Tytuł: Katyń. Ocalona pamięć
Autor: Andrzej Krzysztof Kunert
Wydawnictwo Świat Książki 2010

25 lipca 1932 roku Polska i ZSRR podpisały pakt o nieagresji, który następnie został przedłużony do 31 grudnia 1945r.
Kilka lat później, 24 sierpnia 1939r. został podpisany, chyba najsłynniejszy, pakt Ribbentrop - Mołotow. Wraz z nim podpisano tajny protokół dodatkowy zapowiadający IV rozbiór Polski. Jego istnienie upubliczniono dopiero 25 marca 1946 roku, podczas Procesu Norymberskiego.
Do IV rozbioru doszło 28 września.

"To, co zrobiliśmy w roku 1939, było wyłącznie wynikiem rozważań strategicznych. Niemcy grozili naszej granicy, musieliśmy ich z dala od niej zatrzymać. Zajmując ziemie polskie, nie popełniliśmy ataku agresji. Obecna wojna całkowicie tezę tę potwierdziła. (...) Gdyby nie to, co się wtedy stało, Niemcy dziś byliby w Moskwie, a być może staliby pod Uralem." [1] Tak tłumaczył agresję ZSRR na Polskę zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRR Andriej Wyszyński.
Na początku października 1939 roku miała miejsce zarządzona przez NKWD rejestracja polskich podoficerów i oficerów. Ci, którzy się wtedy zgłosili, dwa miesiące później zostali aresztowani, a następnie zamordowani.
Pierwsze transporty śmierci z Kozielska do Katynia, z Ostaszkowa do Kalinina - Tweru oraz ze Starobielska do Charkowa wyruszyły w pierwszych dniach kwietnia 1940 roku. Z obozów specjalnych (Ostaszków, Kozielsk i Starobielsk) w celu wymordowania przekazano blisko 14500 osób. Natomiast w ogólnej liczbie blisko 22 tysiącach ofiar zbrodni katyńskiej ponad 7300 stanowili więźniowie.
Zbrodnia katyńska przez lata stanowiła bolesne tabu. Pamiętam jak mama mówiła mi, że w szkole nawet nie mogli o tym wspominać. Rząd ZSRR przyznał się do autorstwa tej zbrodni dopiero w 1990 roku.
Natomiast już w lipcu 1942 roku miejsce zbrodni w Katyniu odkrywają polscy robotnicy przymusowa zatrudnieni przez Organizację Todta. W marcu 1943 rozpoczęły się ekshumacje ofiar.
Rząd ZSRR przez szereg lat twardo stał przy stanowisku, że nie mają pojęcia co stało się z więźniami, którzy nigdy nie wrócili do swoich domów. Mało tego, nawet obecnie sprawa morderstw przeprowadzonych przez ZSRR nadal jest dla wielu sprawą, o której lepiej nie mówić...

30 lipca 1941roku Polska i ZSRR podpisały pakt pokojowy, układ Sikorski - Majski. Przedstawiciele rządu polskiego długo próbowali dowiedzieć się, gdzie mogą znajdować się zaginieni jeńcy, jednak bez skutku. Mało tego, przedstawiciele ZSRR oskarżali Polskę, że spekulacje, które się wysnuwa, jakoby jeńcy Ci zginęli z rąk Bolszewików łamią układ Sikorski - Majski. Przedstawiciele ZSRR twierdzą, że w wyniku amnestii wszyscy więźniowie zostali uwolnieni.
Odbyło się wiele rozmów, m. in. taka:
       "Wyszyński: Liczba 9500 oficerów polskich, rzekomo znajdujących się w ZSRR, nigdzie się nie potwierdziła. W zestawieniach NKWD nigdy taka ilość oficerów nie figurowała. (...)
       Kot: (...) Nie chodzi o ludzi bezimiennych, sa tam setki wybitnych osobistości(...), to przecież nie dzieci, nie da się ich skryć. (...) [2]
Albo taka:
       "Sikorski: (...) Stwierdzam wobec Pana Prezydenta, iz jego oświadczenie o amnestii nie jest wykonywane. Dużo i to najcenniejszych naszych ludzi znajduje się jeszcze w obozach pracy i w więzieniach.
        Stalin: To jest niemożliwe, gdyż amnestia dotyczyła wszystkich i wszyscy Polacy są zwolnieni.
        Sikorski: Nie naszą rzeczą jest dostarczać Rządowi Radzieckiemu dokładne spisy naszych ludzi, ale pełne listy maja komendanci obozów. Mam ze sobą listę około 4 tysięcy oficerów, których wywieziono siłą i którzy znajdują się jeszcze obecnie w więzieniach i obozach pracy (...) Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił.
        Stalin: To jest niemożliwe. Oni uciekli.
        Anders: Dokądżeż mogli uciec?
        Stalin: No, choćby do Mandżurii. [3]

Książka jest naprawdę bardzo dobrze napisana, a jej przejrzystość bardzo ułatwia czytanie. Podobało mi się przedstawienie tła historycznego wydarzeń roku 1940. Polecam.

[1] str. 167
[2] str. 169
[3] str. 172